Przeskocz do treści

Lubię bardzo tunele.

Czarodziejski wjazd do Perugi.

Wyłączam GPS zawsze przed wjazdem do miasta. Włączam intuicję.
Wybraliśmy pierwszy wjazd, który oferował najmniejszą możliwą szerokość.

Wjechaliśmy gdzieś przypadkiem w dolne stare miasto i musieliśmy wspiąć się do centrum. Żadnych turystów w tym rejonie. Zdjęć nie warto robić. To jak strzelanie do kaczek w fontannie. Każde jest pocztówką.

Robię moje pocztówki.

Nasze capuccino.
Tej Pani przeniosłem herbatę i rogalik do naszego stolika, bo chciała usiąść w słońcu.

Ślub w Perugii...
Sukienkę tej druhny chcę mieć! ( I te szpilki ).

Mam tremę.
Otwieramy dach po raz pierwszy. Możliwość i pogoda zmuszają.

To nie może być prawda.
Wyjazd z tego miejsca jest węższy niż wjazd. Nasz samochód jest szerszy z tyłu, nie ma co próbować składania lusterek. To jest oczywiście jednokierunkowy przejazd.

Wyjechaliśmy już nieprzypadkowo. Z upranym płaszczykiem.
O 9:17.

Nie znam lepszego Pilota, chociaż rano trzeba go wyciągać z łózka za nogę.

Przyjazne było dla nas to miejsce, chociaż obiecanego śniadania w barze za rogiem nie było. Bar był zamknięty. A w hotelu w ogóle nie ma obsługi.
Ma cały czas otwarte drzwi i jest pusty aż do wieczora, kiedy otwiera restaurację. Poza tym klienci obsługują się samodzielnie.

Plan na dziś był: Dojechać przez Perugię do Rieti.