Przeskocz do treści

Przełomowy dzień…

...mam nadzieję.
Zaczął się spacerem. Tym razem ja wiem więcej o podejściu do twierdzy.
Miód z tej pasieki mamy na śniadanie.
I co z tego? Dyzio miodu nie je. Pogonił za to miejscowego kota.

Oliwa jest też z tych gajów wokół domu, jak mówi Andrea.
Staram się w to nie wierzyć. Jest w butelce z nalepką L'Olia di Peretti.
Peretti to nazwa tej hacjendy, ale Andrea, który jest właścicielem nazywa się inaczej. Pozostaję z rezerwą. Oliwa była dobra.

Andrea zarezerwował nam przed wyjazdem następny nocleg na trasie.
Pojechaliśmy ponownie nad morze. Ciągnie mnie do wody.
Tym razem do Livorno.