Rano podzieliłem trasę na małe odcinki.
Wollten uns ueberraschen lassen.

Droga do Salo, po zachodniej stronie jeziora, nieatrakcyjna, między jakimiś Outletami i innym Grosshandel.
Ale góry w tle naprzeciw.
W Salo wjechaliśmy jak często, w bok, najwęziej jak się dało.
I tak szeroko.

I dojechaliśmy na bulwar.
Na cappuccino.

Wiem, nie powinienem. Dyzio jest alergikiem.
Ale muszę się z nim dzielić choć trochę takimi przyjemnościami.

Mea Culpa.

Dyzio w Salo.

Akurat do willi, niedaleko, przyleciał helikopter.

Brzydzi mnie ten luksus.
Dyzio zainteresowany. Musimy porozmawiać!

Spacerujemy po bulwarze i dajemy się oglądać.
Dyzia zacumuję do pachołka później. Na pocztówce.



Nie jesteśmy tutaj sami.
Psów jest na bulwarze wszelki i przyjazny dostatek.

Niektóre też w podróży.

Dyzio chce płynąć na drugą stronę Lago di Garda.

Ja bym wybrał te jednostki!
Nie kocham motorówek, ale tę bym pokochał.

Tę tym bardziej, ale Dyzio, nie przekonany.

A najbardziej tę!
To jest ten luksus, który nie napawa mnie wstrętem w tym ambiente.
Ale z MR2 się na tę jednostkę nie zabierzemy.

Ta cała trasa 1000 mil (+) była potrzebna tylko po to, żebym się dowiedział, że mogliśmy tutaj spędzić ten miesiąc.
Na jeździe z otwartym dachem po bulwarach 5kmh, jedzeniu ciastek i pokazywaniu się w towarzystwie innych psów.
Żegnamy się z Salo.
