Przeskocz do treści

Koniec trasy naszej Mille Miglia tour.

Będąc zakochanymi osobami odwiedziliśmy to miejsce w Veronie.
Do bramy wszakże. I dobrze, nadmiar romantyki był zbędny nieco.

Ale nie aż tak.
Pomimo kubańskich fascynacji, czuję dużą niechęć do takich akcji.
Nie chcę tego szerzej komentować.

Centrum Verony, zapełnione turystami podobało się Dyziowi tak samo jak mnie.

Chociaż psów tutaj jak psów.
Myślę o Gapie.

Poszliśmy na puste planty za murami, gdzie rodziny robią pilnik na ławkach.

Zrobiliśmy własny piknik i cappuccino.

To jest codzienny nasz obrazek z całej trasy.
Pojenie Dyzia. Jak nie chce pić dorzucam mu parę kulek karmy do wody.