Chcę przejechać 400km i nocować w Siewierzu.
GPS prowadzi mnie przez pampę. Do Laa an der Thaya.
Austria nie chce się z nami rozstać, ale to jest może najszybsza droga na dziś.


Cappuccino na polskiej stacji smuci trochę z kilku powodów.

Sama droga mniej smuci. Jest dobra.

Nasza agroturystyka w Siewierzu, też wystarczająca za 1/4 ceny tych we Włoszech.


Cieszyłem się już na brzozy i ten krajobraz i że już nie będę widział tych wstrętnych oliwek, brzoskwiń, fig.

Ale przedwcześnie.
Na spacerze za domem w którym śpimy zastajemy taki obraz.
Bez nadziei na znalezienie zakurzonego Ferrari.

Znajdujemy tutaj sobole (chyba).
Nie skusiłem się na golonkę w Schweizerhaus na Praterze. Zjadłem co prawda wurzelspeck w Stockerau, ale takie obrazy zmieniają mnie i radykalizują.

Ten miejscowy pies jest bojaźliwy. Pozwolił się głaskać i drapać.
Ma na powiece kleszcza jak paznokieć małego palca. Jego właściciel i nasz gospodarz odciął go miesiąc temu od drzewa w lesie, podobno. Nie zaprzyjaźnią się z Dyziem a ja nie zajmę się kleszczem.

Ten globtroter odnajduje się w każdej sytuacji.
Czas spać.
