Przeskocz do treści

Castelnuovo ne’Monti. Pożegnania.

Spacerowaliśmy jeszcze przed północą.
Trudno jest nam się rozstać z tym miejscem. Fabrizio zapłaciliśmy wieczorem, bo rano jedzie gdzieś do pracy. Zapłaciliśmy, jak okreslił, "siziliano", tzn. gotówką i dał nam discont. Nie on pierwszy.
Fascynują mnie zawsze te dalekie nocne światełka.

Te bliskie też lubię, w powrocie do ciepłego domu.

Brzydzę się trochę tymi skłonnościami, ale dołożyłem do kozy ostatni kawałek grabiny koło trzeciej nad ranem. Podobne zdjęcie poziomej kreski już było.

Dyzia to raczej nie brzydzi.
Nie można go wyciągnąć z ciepłego łóżka.

Ale jak już wstanie.
Był już siusiać, ale on chce iść do klaczy.

Klacz też chyba czekała na Dyzia.

Fabrizio ponownie zostawił na stole przed domem śniadanie, którego nie zamawialiśmy.

Romantyczny jestem wyjątkowo w tym miejscu.
Czas stąd znikać.