... nuda.
Dobrze spałem, ale głód mnie obudził i musiałem pójść do lodówki
po batonik milki. Niebo gwiaździste bardzo i świetliki fruwają.
Nieba się nie da sfotografować ale mnie tak.
Dyzio śpi snem sprawiedliwego.


Świt nas obudził i głód ponowny.
Dyzio gotowy do akcji. Ostatnia kąpiel w potoku i w łazience w tym przyjaznym miejscu.
Akumulator nieco rozładowany, widać na wskaźnikach.




Pierwsza kawa, na stacji benzynowej, gdzieś na zachód od Lunz am See. Skromna.

Druga mniej skromna, w Mondsee. Dyzio chciałby awantury albo przyjaźni ze wszechobecnymi psami szwajcarskimi.

Jesteśmy nad jeziorem. Zbiera się na burzę, ale cały czas temperatura wysoka.



Amadeus...
Chciałem nakarmić Dyzia Mozartkugelln, ale po tym jak nawigacja i drgowskazy
zaprowadziły nas po raz trzeci gdzieś w dupę, postanowiłem opuścić Salzburg.
Kupię mu na stacji benzynowej przy następnym tankowaniu.
Poza tym, to się udało. W Salzburgu znalazła nas burza.
A mnie się chciało siusiu. Sikałem w Berufsschule Salzburg. Przeżycie.
Dyzio niewzruszony.



Nawigacja poprowadziła nas przez przedmieścia. Wjechaliśmy na autostradę na zachód, już za niemieckimi rogatkami granicznymi. I dobrze.
Lexi mówiła, że trzeba czekać na granicy, jadąc przez deutsces Dreieck i każde auto jest kontrolowane.
Na autostradzie korki i kolejne uzasadnienia dla grafiki znaków drogowych.
Zobaczymy jakie są w Niemczech...
Dwa razy próbowałem kupić Lancię Fulvię I. Dobrze, że nie wyszło.


Pierwszy widok Bawarskiego Morza.


I naszego kempingu.

To jest piękny projekt, ale byśmy się w tym nie wyspali.
I nie dojechali...
