Przeskocz do treści

2

Mieliśmy pojechać nad Staffelsee.
Ale jesteśmy nad Riegsee. Oczywiście.
W drodze spotkaliśmy gawrona(?). Nie bał się nas, ale jechać z nami nie chciał.
Parking z toyką wydawał się być przeznaczony do noclegu, ale Państwo z Wohnmobil, powiedzieli, że nie!

Pojechaliśmy dalej na Apfelkuchen nad Riegsee.
Nie ryzykowałem już Apfelstrudel. Nie chcę już mięsa po Weisswurst.
Zostaniemy tutaj.

Pada.
Musimy się na przemian, wietrzyć i uszczelniać.
Ładować baterie komputera też szczelnie.

Widok z naszego tarasu i na nasz taras.

Takie mamy miejsce pracy.
Nie chciałbym zawieść zainteresowanych przygodami Dyzia.

Jesteśmy w mieście. Tutaj przebywają Dauerkemper.
Jesteśmy wyjątkiem. Często.

Mój Kochany Terier. Choć nie mój.

Dauerkemper.
Stoją tutaj od zawsze i mieszkają.
GAP. Garmisch-Partenkirchen.

Głodny byłem. W karcie kantyny było Kaesekuchen.
Zapomniałem, że jestem w Niemczech. To nie jest Kaese tylko Topfen.
Chciałem kisz z serem.
Zresztą Niemcy z prowincji udają, że nie rozumieją i mają chęć na nauczenie mnie niemieckiego.

Dyzio ulokowany w nowym noclegu.

Pada. Próbujemy się uszczelniać na noc. Folia się jeszcze nie przydała do ryby. W nocy nieco szeleściła, ale i tak spaliśmy.

Wieczorem zamówiłem w kantynie Weisswurst. Musiałem. Jestem w Bawarii.
Wyglądam już w pasie też jak Bawarczyk...

Zabrałem z Lunz am See książkę z kempingu. Nieużywaną.
Wiem teraz dlaczego nie była czytana. Ale na sen jest świetna.

Wschód nad Chiemsee.

Namawiam zaspanego Dyzia na siusiu i spacer.
Udaje się i wszystko jest pachnące i ciekawe, nawet w tej porze.

Szybkie śniadanie, ostatnie zdjęcie jeziora i odjazd.