Głodny byłem. W karcie kantyny było Kaesekuchen.
Zapomniałem, że jestem w Niemczech. To nie jest Kaese tylko Topfen.
Chciałem kisz z serem.
Zresztą Niemcy z prowincji udają, że nie rozumieją i mają chęć na nauczenie mnie niemieckiego.

Dyzio ulokowany w nowym noclegu.


Pada. Próbujemy się uszczelniać na noc. Folia się jeszcze nie przydała do ryby. W nocy nieco szeleściła, ale i tak spaliśmy.

Wieczorem zamówiłem w kantynie Weisswurst. Musiałem. Jestem w Bawarii.
Wyglądam już w pasie też jak Bawarczyk...

Zabrałem z Lunz am See książkę z kempingu. Nieużywaną.
Wiem teraz dlaczego nie była czytana. Ale na sen jest świetna.

Wschód nad Chiemsee.






Namawiam zaspanego Dyzia na siusiu i spacer.
Udaje się i wszystko jest pachnące i ciekawe, nawet w tej porze.




Szybkie śniadanie, ostatnie zdjęcie jeziora i odjazd.



